Znalazł się w jakiejś sali. Bez okien i z jednymi drzwiami.
Przerażony wydarzeniem, którego doświadczył podbiegł do nich, ale nim zdążył
nacisnąć klamkę usłyszał mnóstwo stłumionych głosów. Przyłożył ucho do drewnianych
drzwi i nasłuchiwał. Jednak przez kakofonię nie mógł rozróżnić ani słowa.
Po kilku minutach poczuł, że ktoś naciska klamkę z drugiej
strony i odskoczył w tył. Stanęła przed nim młoda panienka w pięknej czerwonej
sukni do ziemi z jednym długim rękawem i jednym ramiączkiem. Jej ramiona okalał
ciemnopomarańczowy szal. Długie, czarne włosy opadały na pierś, a ich pasma
przy skroniach, upięte zostały z tyłu głowy w cienki warkocz. Uśmiechnęła się
do niego i podała mu rękę. Dastan spoglądał to na nią to na jej gest. Nie
wiedział czy może jej ufać. Wahał się, ale po długiej chwili przyjął jej dłoń i
przeszedł wraz z nią przez drzwi.
Znalazł się w środku ogromnej sali. Dookoła siedziało mnóstwo
ludzi, którzy nie zwracali uwagi na to, co się dzieje na dole. Rozmawiali
między sobą. Wyglądało to niczym ,,reality show” na żywo. Brakowało jedynie
miękkiej kanapy, stolika z dzbankiem wody oraz prowadzącego. ,,Co to wszystko
jest? Gdzie ja w ogóle jestem? I co to był za dziwak w zbroi, który chciał mnie
poćwiartować?” Zadawał sobie mnóstwo pytań, na które nie znał odpowiedzi, a
jednocześnie nie wiedział komu ma je zadać, by je uzyskać. Po pewnym czasie
zauważył, że nikt go już nie trzyma za rękę i stoi na środku zupełnie sam.
Pośród pełnej napięcia ciszy. Wśród tylu obserwujących go oczu czuł, że maleje,
a z każdą sekundą to uczucie przybierało na sile.
– Drogi ludu Flukanii! – zabrzmiał głęboki, męski głos. – Los się do nas uśmiechnął.
Dastan rozglądał się dookoła w poszukiwaniu źródła głosu, ale
nie dostrzegł go.
– Syn Erianny i Tymiriana został sprowadzony do naszego
królestwa! – Rozległy się okrzyki
radości.
Większa część zgromadzonych wstała klaszcząc.
,,Co? Mówią o mnie? Przecież moi rodzice nazywają się Edyta i
Piotr...”. Zdumiony ściągnął brwi z lekkim zdziwieniem, patrzył na ludzi,
którzy szczęśliwi wykrzykiwali jego imię.
– Triamino zaprowadź proszę Dastana do króla i królowej – zabrzmiał
znów ten sam głos.
Chłopiec ujrzał tę samą dziewczynę, która go tu
przyprowadziła. ,,Jak do króla i królowej...?”. Nie mógł nadążyć za
wydarzeniami, których doświadczył w ciągu ostatniej godziny.
– Przepraszam... – odezwał się niepewnie, idąc długim korytarzem
ku wyjściu
– Tak? – zapytała z
uśmiechem.
– Gdzie mnie pani prowadzi?
– Do rodziców – odparła patrząc wzrokiem pełnym ulgi w pustkę.
– Ale ja już mam rodziców! Znaczy wiem, że jestem adoptowany,
ale... – przerwała mu.
– No właśnie. Kiedyś... dokładnie dwanaście lat temu... – przerwała nagle. – Zresztą para królewska opowie ci tę historię –
dodała z uśmiechem. – Póki co wiedz, że jesteś ich synem, a twoi
ziemscy opiekunowie byli jedynie twoimi opiekunami – powiedziała uśmiechając
się pomimo wyraźnego smutku wymalowanego na jej twarzy.
Wyszli na zewnątrz i udali się do zamku, odległego o kilka
minut marszu od budynku. Całą drogę przebyli w prawie w całkowitym milczeniu.
Gdy znaleźli się w pałacu, stanęli przed ogromnymi drzwiami. Triamina zapukała.
Otworzył jej wysoki mężczyzna o brązowych włosach sięgających ramion z
uśmiechem.
– To on panie – powiedziała do niego na pozór radosnym
głosem, ale tuż po tym zaczęła płakać. Zza pleców mężczyzny wyszła kobieta o
rudych, falowanych włosach w długiej sukni tego samego koloru z rękawkami do
łokci. Podeszła do niej i przytuliła ją. Przycisnęła głowę dziewczyny do swojej
piersi i głaskała ją po włosach.
– Jeszcze nie wszystko stracone – szepnęła jej do ucha.
W tym samym momencie mężczyzna stojący przed Dastanem
podszedł do niego i uronił łzy radości. Uścisnął go z całej siły.
Chłopiec stał nieruchomo. Był kompletnie zmieszany zachowaniem otaczających go
osób. Podeszły do nich kobiety stojące obok. Dziewczyna otarła ostatnie łzy.
– Dziękuję – uśmiechnęła się smutno.
– Pamiętaj, zawsze trzeba mieć nadzieję – potarła ją dłonią
po ramieniu.
– Wiem, ale moja powoli gaśnie – spuściła głowę.
– Bądź silna – odparła, a Triamina odeszła.
Kobieta spojrzała na chłopca z uśmiechem.
– Więc to jest twój syn – bardziej stwierdziła niż zapytała.
– Tak, Flamino to jest Dastan. Szkoda, że Erianna nie
doczekała tej chwili – mężczyzna westchnął i złapał chłopca za ramiona, po czym
wstał i wszedł wraz z nim i Flaminą do środka.
Dastan odczuwał różnorodność emocji. Kompletnie nie wiedział
co ma mówić, ani robić. Nadal nie wierzył, że jest synem tych ludzi, ale
czekał, aż wszystko się wyjaśni i znów zobaczy Edytę i Piotra. Nie musiał długo
czekać, jego rodzice przebywali w pokoju przy szklanym stole w drewnianym
obramowaniu. Zdziwiony stanął osłupiały i wpatrywał się w nich. Bardzo chciał
ich zobaczyć, ale nie spodziewał się, że tak szybko to nastąpi. Nie wiedział
nawet jak ma zareagować na ich widok.
Piotr objął Edytę ramieniem i uśmiechnął się smutno do
Dastana.
– Już naszedł ten czas – oznajmił.
– Jaki czas, tato? – chłopak był przerażony. Nie wiedział co
te słowa oznaczają, ale domyślał się, że nic dobrego.
Przeczuwał, że za chwilę zdarzy się coś co odmieni jego życie
na zawsze.
– Wiesz, że my z mamą cię adoptowaliśmy – wyznał.
Patrzył chłopcu prosto w oczy wypowiadając te słowa bez
emocji. Dastan już po chwili zrozumiał kim są jego prawdziwi rodzice. Spojrzał
na nich z goryczą i zalał się łzami.
– Dlaczego nie powiedzieliście mi całej prawdy? – wyłkał
chłopiec.
– Spokojnie... nie mogliśmy ci wcześniej powiedzieć...
– Dlaczego?!
– Bo zagroziłoby to tobie. Miałeś się
dowiedzieć, dopiero, gdy dostaniesz pudełko. Twoimi prawdziwymi rodzicami są
oni – wskazał na Flaminę i jej męża. – A dokładnie mówiąc Flamina jest twoją
macochą, ponieważ królowa Erianna zmarła rok po oddaniu cię pod naszą opiekę.
Dastan nieco się uspokoił i otarł łzy
wysłuchując długiej opowieści o sobie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz