Narodził się w czasie wojny Flukanii z
mroczną stroną królestwa – Nikalią. Aby następca tronu był bezpieczny i w wieku
męskim mógł spokojnie koronę, Tymirian i Erianna zdecydowali się uchronić syna
w innym świecie – na Ziemi. Poprosili o to właśnie Edytę i Piotra, ponieważ
pochodzą z Flukanii. Na Ziemi zamieszkali po zakończeniu jednej z misji, gdzie
szukali zbiega flukańskich lochów. Świat ten zauroczył ich do tego stopnia, że
postanowili zrezygnować z pozycji generałów w armii i zamieszkać w tym
wymiarze, gdzie przyjęli te imiona. Dastan dowiedział się również, że znamię
ciągnące się od łopatki aż po ramię, nie jest zwykłym znamieniem od urodzenia
jak mówili mu opiekunowie, a symbol dowodzący, że jest królewskiej krwi.
Przedstawiało ono wijące się linie z
małą lilią na ramieniu. Dowiedział się, iż kwiat ten jest symbolem tego
królestwa.
Pogodził się z tą wiadomością dość
spokojnie. Przyjął ten fakt i mocno uściskał Piotra oraz Edytę na pożegnanie.
Nie obyło się bez obietnic, że będą siebie odwiedzać i matczynych łez. Choć
wiedziała, że ta chwila musiała kiedyś nadejść. Traktowała i chowała chłopca
jak własnego syna. Przysięgła mu, że już zawsze będzie jej małym księciem. Narysowali
na ścianie kwiat lilii za pomocą paliczków umoczonych w jakimś srebrzystym pyle
i zamaszystym ruchem ręki obsypali go jakimś proszkiem. Wszystko zaświeciło
białym światłem, które pochłonęło osoby do niedawna nazywane jego rodzicami, a
gdy zniknęło – oni wraz z nim.
– Więc teraz do ciebie będę mówił tato? –
zapytał z lekkim uśmiechem.
Tymirian pokiwał głową. Nie spodziewał
się, że chłopiec... jego syn tak spokojnie przyjmie do świadomości fakt, iż nie
jest zwykłym mieszkańcem Ziemi, lecz potomkiem królewskiej pary, którego
przeznaczeniem jest w przyszłości objąć tron wspaniałego królestwa. Był
niezwykle zadowolony z tego powodu. W jego sercu na nowo wykwitł kwiat miłości,
który zrodził się z korzenia pierwotnego uczucia jakie żywił, i żywi nadal, do
swej zmarłej małżonki.
– Rozumiem, że jest ci ciężko po całym
tym dniu, po tych wydarzeniach, więc może chciałbyś nieco odpocząć, hm? – zachęcająco uniósł brew.
– Z chęcią – odparł.
Dastan wraz z ,,nowym” ojcem wyszedł z
pomieszczenia i udał się korytarzem na lewo. Podziwiał po drodze fantastyczny
wystrój. Ściany pokryte były szkarłatnym kolorem, na których wiły się ciemnoczerwone,
niemal czarne, zawijasy. Przypominały kwiaty i liście oraz poplątane pędy,
które przy suficie łączyły się z rozwiniętymi kwiatostanami przeróżnych
kwiatów. Na pierwszy rzut oka wydawało się to chaotyczne, lecz przy dłuższym
wpatrywaniu się dostrzec było można pewien ład i urok. Gdy patrzył w górę
dostrzegł bogate kandelabry oświetlające słabym światłem korytarz. Doszli do
schodów prowadzących w górę. Chłopiec dotknął misternej barierki i przypatrywał
się belkom zaprojektowanych na kształt spirali trzech wstęg. Na Ziemi widział w
różnych muzeach antyczne i średniowieczne dzieła, lecz tylko w niewielkim
stopniu dorównywało to architekturze tego świata. Doszli do końca schodów,
które jak się teraz przypatrzył wykonane były z jasnego kamienia. Tymirian
otworzył drewniane, ciemne drzwi ze znakiem lilii.
Oczom Dastana ukazała się ogromna
przestrzeń z dużym oknem, na lewo od niego. Obok okna przy ścianie stało
wielkie łóżko z baldachimem. Na przeciw łoża stała szafa z burkiem. Wyglądała
ona podobnie jak te produkowane na Ziemi. Zajrzał do środka szafy i zobaczył
mnóstwo koszul wykonanych z delikatnego materiału. Czarne, białe, szare. Obok
nich wisiały koszulki i spodnie materiałowe bądź z czegoś podobnego do jeansu
jednak w dotyku było zupełnie inne, miękkie i gładkie. Ubrania wyglądały niemal
identycznie jak te w ziemskim wymiarze. Był zadowolony z tego powodu.
– Podoba ci się tu? – zapytał widząc
zachwyt na twarzy syna.
I nie chodziło mu jedynie o ten pokuj.
– Tak! Oczywiście! – odparł z wyraźnym
entuzjazmem.
~§~
Minęło osiem lat odkąd Dastan tu
zamieszkał. Przez ten czas książę wydoroślał, zmężniał i oswoił się z tym, co
go spotkało. Jako osiemnastoletni chłopak wyglądał inaczej. Nic w nim nie
przypominało tamtego dwunastolatka.
Był wysoki, nawet kilka centymetrów
wyższy od swego ojca. Brązowe włosy skręcały się mu na karku w delikatne fale.
Kilka kosmyków opadało mu na czoło, a nieco dłuższe przy skroniach wpadały mu w
kąciki oczu. Dzięki wielu treningom jego ciało i mięśnie zostały wyrzeźbione;
jednym słowem był dobrze zbudowany. Jak niemal każdy w tym królestwie. Jego
bursztynowe oczy niekiedy przyciągały wzrok młodych dziewcząt. Niezbyt zwracał
na to uwagę. Skupiał się bardziej na nauce i ojcu, który przekazywał mu wiedzę,
by w przyszłości mógł ją wykorzystać, aby rządzić jako wspaniały władca.
Czasami rozmyślał, o tym co się zdarzyło, czego doświadczył. Nie zapomniał
również o swych opiekunach. Odwiedzał ich, kiedy mógł. Wybiegał myślami w
przyszłość i wyobrażał sobie co będzie kiedy – jak mu mówił ojciec – przejmie
władzę. Przez ten czas nauczył się tajników magii oraz mądrości Mędrców i
Czarnoksiężników, którzy chętnie uczyli go magii i czarów, jak i również
nauczali zwyczajów i tradycji tego świata. Zapoznali go z historią królestwa.
Dastan nigdy nie zdejmował naszyjnika z
lilią, teraz już nie połówki lecz całości.
Pewnego wieczoru, gdy podziwiał nad
oceanem zachód słońca – co robił, gdy chciał w spokoju porozmyślać – ujrzał
czarne chmury sunące po niebie. Przypatrywał się im z podejrzeniem. Po
sekundzie spostrzegł, że nie są to wcale chmury, lecz jakieś istoty, które
,,płynęły” po niebie. Zorientował się, że są to postacie wyglądające jak, ta
która zaatakowała go pierwszego dnia przy pomniku Wielkiego Mędrca. Z
przerażeniem zaczął biec do zamku. Wbiegł na korytarz i wpadł na
przechadzającego się Tymiriana.
– Tato. Tam na górze, na niebie – nie
mógł ułożyć zdania w logiczną całość. Miał przyśpieszony oddech, a serce
przyśpieszało z sekundy na sekundę. Mało brakowało, aby wyskoczyło mu z piersi
– Uspokój się. Co się stało? – zapytał z
lekkim niepokojem.
Chłopak wziął głęboki oddech.
– Na niebie widziałem istoty z Nikalii. Taka
sama zaatakowała mnie w tedy przy... – nie zdążył dokończyć, gdy usłyszeli
przerażające krzyki służby i poczuli swąd dymu.
Przerażony król pchnął syna do przodu
dając mu znak, aby biegł przed siebie. Udał się z nim schodami w dół do
podziemnych korytarzy. Dastan już po paru krokach się pogubił. Nigdy tędy nie
przechodził. Szli raz w lewo, raz w prawo, niekiedy cały czas prosto. Próbował
dopytywać ojca czemu uciekają, lecz ten milczał i biegł dalej. Wyszli z zamku
tajnym wyjściem, o którym wiedzieli królowie i armia.
– Idź prosto do Triaminy i nie wychodź
póki po ciebie nie przyjdę.
Dastan słuchał uważnie, co mówił mu
ojciec, ale w głębi duszy czuł obawę, niepokój, że ojciec może nie wrócić.
– Tato...
– Idź! – uniósł ton głosu.
Chłopak z wielką obawą w sercu szedł
prosto, ale po kilku krokach zatrzymał się i patrzył jak Tymirian mówi językiem
magów do jednej z istot, a ta unosi się do góry i natychmiast uderza w ziemię
rozpryskując się na miliony kawałków. Król pobiegł przed siebie znikając z pola
widzenia Dastana. Chłopak nie spełnił prośby ojca i poszedł za nim. Jednak już
po chwili pożałował, że to zrobił. Widział jak otaczają Tymiriana dziesiątki
Nikalijczyków. Król bronił się, ale nie spostrzegł jednego za plecami. Ten
wykorzystał okazję i wbił ostrze prosto w kręgosłup króla.
Dastan krzyknął ze złości i rozpaczy.
Ruszył na nich z zamiarem uśmiercenia. Kierowały nim emocje, gniew, oraz
miłość. Jednakże to wystarczyło, by zetrzeć ich w proch z niewielką pomocą
zaklęć. Umiał posługiwać się mieczem, co również mu pomogło w zwyciężeniu kilku
z nich. Cały czas miał łzy w oczach. Symbolizowały one jego gniew, smutek,
rozpacz... Działał pod wpływem impulsu, jego czyny były wynikiem gniewu, jaki
zagościł w jego sercu. W pewnym momencie został otoczony. Złość coraz bardziej
w nim narastała, rozgałęziała się niczym korzenie drzewa w poszukiwaniu wody.
Wypowiedział zaklęcie mające na celu spalenie ich.
– Aga
ke carom ora sarira ko jala diya andhere ki duniya ka vimocana kiya!!! – po
wypowiedzeniu tych słów znamię rozbłysło się złotym światłem, utworzyło kopułę
sięgającą granic królestwa, która rozproszyła Nikalijczyków, pozostawiając
jedynie ciała na polu bitwy. Oczy Dastana wywróciły się ukazując białka.
Opadł na kolana.
Zaklęcie było zbyt silne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz