6. Nowe miejsce w sercu



Błąkał się po lesie. Z map wziętych z komnat Magów niewiele rozumiał. Domyślał się jedynie, w którą stronę ma iść i kierował się intuicją. W końcu musiało go dopaść zmęczenie. Rozpalił ognisko i rozbił namiot pod wielkim drzewem Adara. Nie był zbyt głodny, ale zmusił się do zjedzenia bułki. Przez dłuższy czas nie mógł spać. Myśl o utracie ojca i zdradzie macochy nie dawała mu zasnąć. Również rozmyślał o Taminie, którą jego piastunka utraciła przed szesnastu laty. Myśli kłębiły się w nim jak chmury na niebie. W końcu leśna cisza przerywana odgłosami nocnych zwierząt ukoiła go do snu...
Biegł lasem, unikając ognistych strzał. Wokół roiło się od martwych ciał, w których było więcej duszy niż w goniących go Nikaliczykach. W pewnym momencie wbiegł na łąkę pełną kwiatów. Dywan, który tworzyły był tak gęsty, że utrudniał wykonywane przez niego kroki. Po chwili wpadł w ślepy zaułek. Znalazł się w jaskini, z której jedynym wyjściem było spotkanie twarzą w twarz z grupą armii Ciemnej Strony. Postanowił nie uciekać dalej i stanąć do walki z wrogami. Powoli wyszedł z cienia groty i stnąłł na przeciw nich. Zobaczył wysokie postacie w czarnej zbroi ozdobionej srebrzystymi kolcami. Każdy był identyczny w tych strojach, jednakże spostrzegł na czele postać, o wiele niższą o smukłych kształtach, do których dopasowana została zbroja. W tym samym momencie usłyszał wołanie o pomoc.
– Pomocy! Proszę pomóż mi... – był to delikatny, dziewczęcy głos przepełniony przerażeniem i brakiem sił.
Rozejrzał się dookoła, ale nigdzie nie dostrzegł źródła nawoływania. Spojrzał w stronę barbarzyńców z myślą, że mają wśród siebie niewolnika, bądź ofiarę, ale tam nic nie było. ,,Czy to w mojej głowie? Chyba zaczynam popadać w chorobę psychiczną”, pomyślał. W jego stronę zaczęła się zbliżać postać, która przykuła jego wzrok. Dobyła z pochwy miecz i zamaszystym ruchem ręki wycelowała w jego gardło, ale w ostatniej chwili cała sceneria się zmieniła.
Stał pośród pagórków na polanie. Patrzył na dwie identyczne dziewczyny. Niewiele niższe od niego, miały długie, brązowe włosy sięgające pasa oraz takie same stroje w różnych kolorach. Jedna – kobaltowy błękit, druga – czarny węgiel. Obie miały spuszczone głowy. Chłopak zbliżył się do nich wolnym krokiem. W tym samym momencie obie wydobyły miecze z pochew, jednakże zauważył, że bliźniaczka w błękitnej sukni zamiast miecza dzierży bukiet kwiatów. Niczym marionetki na sznurkach, szły w jego kierunku nadal z opuszczonymi głowami. Bardzo chciał uciec, lecz nie mógł się ruszyć. Zatrzymały się przed Dastanem z mieczem i kwiatami przy jego szyi i zastygły. Chłopak nic z tego nie rozumiał. Spoglądał to na jedną to na drugą, ale żadna nie wykonała najmniejszego ruchu.
Po kilku sekundach gwałtownie uniosły głowy.
Książę nie spodziewał się tego. Dziewczyny zaskoczyły go tym. Na jego twarzy malowało się przerażenie. Wszystko to wyglądało niczym scena z horroru. Miały zamknięte oczy, które uniosły równie zaskakująco szybko. Dastan zobaczył pod rzęsami błękitnej sukni fiołki, a pod powieką drugiej węgielne krążki. Dziewczyna w czarnej suknu miała przebiegły wyraz twarzy, natomiast jej bliźniaczka wyrażała smutek, a po jej policzkach spływały łzy. Po dłuższej chwili dziewczyny odsunęły się od niego, jakby płynęły w powietrzu. Uniosły się do góry i niczym obłoki chmur połączyły się ze sobą, jednakże w bliźniaczkach po złączeniu dominowała czerń. Włosy rozwiewał wiatr tworząc wokół głowy aureolę. Dastan w dalszym ciągu nie mógł się ruszyć. Dziewczyna leciała z orężem wycelowanym w księcia. Ostrze wystawało z bukietu kwiatów. Chłopak widział dwie twarze w jednej. Fiołki próbowały przeniknąć głęboką czerń, a smutna twarz przebić tę chytrą. Słyszał dwa głosy. Bojowy oraz sprzeciwu zmieszanego z rozpaczą. Błękit mieszał się z węglem tworząc falę o zmiennych kolorach. Dziewczyna uniosła miecz ku niebu, a z kwiecistej rękojeści uleciały płatki kwiatów...
Ostrze zawisło w powietrzu by po chwili wbić się w szyję Dastana.
– Nie!... – Cały spocony obudził się z przerażeniem i rozejrzał dookoła. Miał ciężki oddech i przyśpieszony puls. Otrząsnął się po chwili i usiadł przy ognisku, wyciągając menażkę z wodą, którą opróżnił do połowy. Była jeszcze ciemna nic. Mimo to Dastan postanowił pospacerować się, by odreagować koszmar.

Podczas nocnej przechadzki rozmyślał o tym co powiedziała mu Triamina. ,,Ma długie, brązowe włosy oraz oczy koloru fiołków. Została wychowana na Nikaliczyjkę”. Przypomniał sobie jej słowa i wnet pojął sens. A przynajmniej domyślił się, że dusza Taminy chce się uwolnić spod mroku zasianego w jej sercu.
W pewnym momencie usłyszał trzask gałęzi. Jego ciało odruchowo przybrało obronną postawę. Przywarł do pnia najbliższego drzewa i wspiął się na nie obserwując okolicę z jednej z gałęzi. Po chwili zobaczył Nikalijczyka, który spacerował. Gdy znalazł się pod drzewem, gdzie czaił się ukryty Dastan, ze sztyletem w dłoni książę skoczył na niego. Łapiąc jedną dłonią za jego ramię, a w drugiej trzymając sztylet, przewrócił go i przygniótł kolanami do ziemi. Przyłożył mu ostrze do szyi, które niemalże dotykało skóry. Wolną dłonią przyciskał jego bark do podłoża. W tym samym momencie hełm zsunął się z jego twarzy.
Dastan ujrzał pasma brązowych włosów rozsypujące się po ziemi i...
– Fiołki... – wyszeptał ze zdumieniem.
Dziewczyna rozpoznała w nim zbiegłego księcia – jak określiła to jego macocha – chciała krzyczeć na alarm, lecz chłopak w porę zatkał jej usta dłonią.
– Cicho albo stracisz głowę – zagroził choć wcale nie miał takiego zamiaru, ale Tamina uwierzyła w jego słowa.
Przycisnął sztylet do jej szyi. Chciała być harda, ale widać było panikę w jej oczach.
– Pójdziesz ze mną – zarządził.
Odwiązał chustę, którą miał na szyi i zakneblował jej usta w obawie, że wezwie swych współtowarzyszy. Związał jej ręce kawałkiem tkaniny, która była częścią jego pasa, przy którym nosił broń. Gdy znaleźli się w jego obozie wyjął z plecaka bułkę.
– Chcesz? – zapytał.
Tamina odwróciła się w drugą stronę zadzierając głowę do góry.
– Nie to nie... – usiadł po drugiej stronie ognia na przeciw niej.
Wpatrywał się w nią i w jej włosy rozwiewane przez wiatr. Dziewczyna zauważyła to i próbowała coś powiedzieć. Dastan podszedł do niej.
– Nie będziesz chciała przyzwać swoich przyjaciół? – zapytał podejrzliwie.
W odpowiedzi uniosła dumnie głowę.
– To siedź sobie do rana i napisz co chciałaś powiedzieć – zironizował.
Tamina przewróciła oczami i pokiwała głową.
– Nie będziesz krzyczała? – zapytał dla pewności.
Z irytacją potrząsnęła głową. Dastan zsunął jej chustę z ust.
– Co chciałaś powiedzieć?
– Żebyś przestał się gapić – odpowiedziała stanowczo.
– Zgodnie z życzeniem – skłonił się lekko. – A teraz powiedz mi dlaczego tu jesteście i czemu Flamina zabiła mi ojca, a osiemnaście lat temu i matkę? – przybrał stanowczy wyraz twarzy.
– Akurat ci powiem – prychnęła.
– Albo powiesz, albo ozdobię twoją główką jedno z drzew – stanął za jej plecami i wyszeptał jej do ucha.
Tamina nerwowo zacisnęła pięść. Maska hardości i nieustępliwości zaczęła pękać.
– Zgoda, ale musisz przyrzec, że mnie wypuścisz – zmrużyła zadziornie oczy.
Tym razem to Dastan zacisnął nerwowo pięść. Musiał coś wymyślić, aby przyprowadzić Taminę do matki.
Chłopak zrobił to, o co poprosiła.
– Moja matka Flamina chce...
– Koronować się na królową obu stron – przerwał jej zapatrzony w skaczące języki ognia.
– Opowiadać? Czy mogę już sobie iść? – zapytała sarkastycznie.
– Nie! Przepraszam, mów dalej.

Opowiedziała mu historię, której głównym bohaterem był jego ojciec.
Dowiedział się, że Erianna załamana tym, że musiała oddać jedynego syna zaczęła chorować. Król robił co mógł, aby ją uratować. Wzywał Mędrców, lekarzy wśród, których pojawiła się macocha Dastana. W tajemnicy przed wszystkimi truła jego matkę, do momentu, gdy ta skonała. Załamany król dziękował Flaminie za to, że robiła co w jej mocy, aby utrzymać Eriannę przy życiu. Przez jakiś czas Tymirian chodził jakiś nieobecny, przygnębiony. W pocieszeniu przyszła mu Flamina, z którą później się ożenił. Po tylu latach doczekała się sprowadzenia Dastana do królestwa. Mogła teraz w pełni realizować swój plan.
– Czyli... moja macocha cały ten czas knuła, aby przejąć władzę nad całym królestwem... – podsumował. – Ale... coś nie daje mi spokoju. Dlaczego chciała abym wrócił? – zachodził w głowę.
– Bo bała się, że wrócisz i lud będzie domagał się prawowitego władcy – odparła. – A tak może cię zabić w każdej chwili.
– Ale czemu tego nie zrobiła jak się tu zjawiłem? – dociekał.
– Za dużo chciałbyś wiedzieć – odpowiedziała wstając.
– Nie! –  poderwał się gwałtownie. –  Proszę powiedz mi... Straciłem już wszystko... – spojrzał na nią błagalnym wzrokiem.
Dziewczyna wpatrywała się w niego. Jakaś zapora w niej pękła. Poczuła coś dziwnego w sercu. Po raz pierwszy spojrzała na kogoś z innej perspektywy. Ulitowała się nad nim i zdecydowała się mu powiedzieć.
– Usiądź – powiedziała łagodnie.
– Więc?
– Nie zrobiła tego wcześniej, ponieważ nie miała wszystkich artefaktów i sanskrytów, by rozpocząć wojnę – wyjaśniła.
– A po co one jej były? – zdziwił się.
– Bo po wygranej bitwie musiała mieć coś, żeby poddani nie wszczęli buntu przeciw niej. Dlatego przez te wszystkie lata poszukiwała ich do zdobycia potężnej mocy, która uczyniłaby ją Wszechczarodziejką. A po tym wszystkim – jak już wiesz – ma się ukoronować na władczynię całego królestwa. – Niemal niezauważalnie spuściła wzrok i przekręciła głowę lekko w bok.
Dastan analizował przez chwilę słowa, które usłyszał. Jednak coś mu nie pasowało. Tamina choć wychowana na Nikalijczyka nieco odstawała od reszty. Spojrzał na nią i spróbował zrozumieć co takiego ją odróżnia.
– Jesteś inna – stwierdził w pewnym momencie, a w jego głosie wyczuć można było nutę niepewności i dystansu.
Tamina zaskoczona słowami księcia bała się, że zaraz wyda się coś, co skrywała przed wszystkimi.
– Czemu się denerwujesz? – zapytał, patrząc jak ciężko przełyka ślinę naprzemian ściskając i rozluźniając pięść.
– Wcale się nie denerwuję. Po prostu nie wiem skąd u ciebie takie stwierdzenie – odparła patrząc w skaczące języki ognia.
– Stąd, że po pierwsze nie zabiłaś mnie, po drugie opowiedziałaś mi wszystko o co poprosiłem, po trzecie obserwowałem twoje reakacje, gdy opowiadałaś. Wcale nie wyrażałaś zadowolenia czynami Flaminy – wymieniał. – A czwarty i raczej najważniejszy argument to fakt, że pochodzisz z Flukanii... – powiedział z uśmiechem.
– Co?! Chyba kpisz! – wybuchła złością. – Jestem czystej krwi Nikalijczyjką! A nie zabiłam cię, ponieważ matka wydała apel mówiący, iż tylko ona może cię zabić – patrzyła na niego morderczo.
Nie mogła uwierzyć, że ktoś ją przejrzał. Do tej pory udawało się jej zachowywać pozory przed resztą mieszkańców Nikalii. Nawet przed jej matką.
– Nie prawda. Twoja matka pochodzi ze Świetlistej Strony i była moją piastunką – zaprzeczył ze stoickim spokojem. – Ma na imię Triamina, a Flamina odebrała ciebie jej podczas wojny, siedemnaście lat temu, a gdy kilka dni temu cię zobaczyła wśród armii napadającej królestwo była taka szczęśliwa i radosna... – urwał nagle, bo nie chciał wyznać całej prawdy, że obiecał jej prawdziwej matce, iż ją odzyska i przyprowadzi do domu.
Tamina zastanawiała się nad tym co powiedział. Miała solidny powód, by uwierzyć w jego słowa.
– Może, więc dlatego... – szepnęła olśniona.
Dastan zmarszczył brwi. Nie wiedział co mają znaczyć te słowa.
– Co?
– Jeśli mówisz prawdę... – patrzała okrągłymi, lśniącymi oczami prosto w jego pełne zadziwienia i głębi. – To by wyjaśniało dlaczego nie ma znamienia i dlaczego nie powiedziała mi o ojcu. Zawsze mówiła, że po nim mam to znamię... a teraz okazałoby się, że tak naprawdę nigdy nie miała męża! – oczy dziewczyny zabłysły.
Chłopak był zdziwiony, że tak szybko mu uwierzyła.
W tym samym czasie usłyszeli tętent kopyt. Nie zdążyli wstać, gdy za ich plecami zabrzmiał szyderczy głos oszustki.
– Zdrada? – udała wielkie zdziwienie.
Patrzyła na nich wyniośle z grzbietu czarnego mustanga.
– Wiedziałam, że twoje flukańskie serce kiedyś pęknie – prychnęła.
– Więc to prawda – spojrzała na nią z nienawiścią. – Jednak nie jesteś moją matką.
– Nie, nie jestem. Myślałam, że domyślasz się, że coś musi być z tobą nie tak. Śpiewałaś, malowałaś, zbierałaś bukiety pozornie myśląc, że jesteś wówczas sama. Nawet nigdy nikogo nie zabiłaś. Byłaś jedynie narzędziem w moim ręku – wycedziła przez zaciśnięte zęby, pochylając się tak nisko, że cały swój przód oparła o szyję konia. – Nawet się nie łudziłam, że zdołam cię wychować na prawdziwego wojownika – wysyczała.
Każde jej słowo godziło delikatne serce dziewczyny. Ból jaki czuła nie mógł się równać z żadnym innym. Zgarbiona ukryła dłonie we włosach opierając łokcie na kolanach. Cienkie strumyki spływały z jej policzków. Dastan spojrzał na nią ze współczuciem. Wstał i spojrzał na Flaminę z odrazą, obrzydzeniem, nienawiścią... Jego wzrok wyrażał same najgorsze rzeczy, słowa w stosunku do niej.
– Prędzej czy później musiało się to stać.
Kobieta wyjęła miecz z pochwy z zamiarem uśmiercenia obydwojga. Zamaszystym ruchem wycelowała w nich.
– Nie!!! –  krzyknął Dastan, osłaniając dziewczynę.
Znamię na jego plecach rozświetliło się niebieskim blaskiem, który złączył się z naszyjnikiem. Sekundę później lilia na szyi księcia rozbłysła fioletowym światłem wokół nich, a gdy zniknęła – oni wraz z nią.
Ostrze miecza przecięło ze świstem powietrze.
– Szukać ich! –  krzyknęła wściekła Flamina do swoich żołnierzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz