17 lutego 2024

Rozdział 8 cz.1

Jak wiatr zawieje

Wszyscy na powrót znaleźli się w ludzkim wymiarze. Niebo już całkowicie ściemniało. Pnie drzew odcinały się czarnymi kolumnami na tle zmierzchu, a leśne odgłosy co chwila przerywały głuchą ciszę. Nie zauważyli, by Strażnik podążył ich śladem, więc nie przejmowali się świetlistymi. Przynajmniej chwilowo. Sara snuła się za bratem i Tristanem, wpatrzona w brunatną, mokrą ściółkę leśną. Przeróżne, czarne myśli boleśnie ciskały się w jej głowie, aż musiała zamknąć oczy, by spróbować je uciszyć. W pewnym momencie stanęła a na jej twarzy wściekłość mieszała się z powstrzymywanym płaczem. Czuła jak wielka, żelazna pięść zaciska się w klatce piersiowej powodując utratę tchu. Pierś dziewczyny unosiła się ciężko, serce uderzało raz za razem usiłując wyrwać się z bolesnego ucisku. Wszystko co widziała zaszło dziwną, mleczną mgłą, a poczucie bycia i świadomości Sary zagłębiły się gdzieś choć nie zniknęły. Brunetka przerażona tym co się działo skuliła się wewnątrz siebie nie mogąc nic zrobić i powiedzieć. Nawet głośne krzyki rozbijały się o twardą barierę umysłu.

Chłopcy dopiero po dłuższej chwili zorientowali się, że chrzęst liści za nimi ucichł. Odwrócili się do dziewczyny, będącej dobre kilka metrów w tyle, ale żaden z nich nie podszedł do niej. Mimo ogromnej chęci nie mogli wykonać żadnego kroku. Sara bowiem emitowała delikatne, półprzezroczyste niteczki, a przestrzeń wokół niej drgała delikatnie, jakby patrzeli na nią poprzez gęstwiny gorącej pary. Dziewczyna stała bez ruchu ze spuszczoną głową.

– Co to jest...? – zapytał oniemiały Tristan.

Maks w dalszym ciągu stał jak posąg i wpatrywał się w siostrę szeroko otwartymi oczyma.

– Sara?! – zawołał chłopak, ale dziewczyna ani drgnęła. – Maks. – Szturchnął przyjaciela.

Szatyn wybudził się z chwilowego transu i ponaglony przez Tristana podszedł do siostry. Niechciane wspomnienie z dzieciństwa wdarło się nieproszone w jego myśli. Kiedy Sara miała cztery lata stanęła na szczycie schodów, gapiąc się na niego białymi oczami i roztaczając wokół podobne pnącza do tych, na które patrzył w chwili obecnej. Wtedy jednak było to chwilowe i nawet minuta nie minęła, kiedy mała dziewczynka klapnęła na pupę i śmiejąc się machała jakąś zabawką brata do niego.

– Młoda? Hej… – Maks dotknął ramienia siostry. – Co się dzieje?

Sara podniosła wzrok na niego i rozejrzała się wokół. Zachowywała się tak jakby patrzyła na wszystko po raz pierwszy. Nagle spojrzała się na Tristana i uniosła rękę w jego kierunku, co sprawiło, że kilka migotliwych pnączy owinęło się wokół jego ciała, niektóre nawet wniknęły w nie.

Chłopak odskoczył do tyłu bardziej z przerażenia niż bólu chociaż chłód jaki przez to poczuł nie należał do przyjemnych.

Dziewczyna popatrzyła na niego bez wyrazu. Zamglone oczy lustrowały jego twarz.

– Bardzo przeszkadzasz – powiedziała sztywno, sztucznie brzmiącym głosem.

– Co ty mówisz, Sara? – Maks skupił na sobie jej wzrok.

– Nie jestem pewien, czy to ona – powiedział z dystansem Tristan.

– Na opętanie mi to nie wygląda… – odparł, ale nie był tego do końca pewien.

Przyjaciele wymienili spojrzenia. Momentalnie złapali Sarę za nadgarstki i ramiona, starając się ją unieruchomić.

– Tibi loquor spiritus peccati. Dic nomen tuum.

Dziewczyna otworzyła usta wydając z siebie głośny pisk. Maks z Tristanem cudem powstrzymali się przed zasłonięciem uszu. Pnącza, wydobywające się z ciała Sary wydłużyły się i rwały niebezpiecznie na wszystkie strony. Biczowały ciała Refaim, zatapiając się w ich wnętrzach.

– Dic nomen tuum! – krzyczeli rozkazująco raz za razem. – Dic nomen tuum!

W końcu pisk ustał a migoczące nici przygasły. Zmieniły się w czarne wici i opadły na ziemię niczym uschnięte kwiaty po czym rozpadły się w pył. Fala półprzejrzystej siły zawirowała wokół niej odpychając Maksa i Tristana w tył. Sara opadła na kolana, podtrzymując się na rękach. Oddychała ciężko pełna przerażenia.

Tristan podniósł się z ziemi i zmniejszył dystans pomiędzy nim a Sarą, ale dziewczyna powstrzymała go gestem ręki.

– Nie podchodźcie do mnie! – krzyknęła żałośnie będąc na granicy łez.

Dziewczyna nie mogła zapanować nad własnymi emocjami. Przerażenie przeistaczało się we wściekłość, a ta z kolei w bolesną rozpacz. Coś w klatce piersiowej uciskało jej wnętrze i promieniowało falą gorąca po całym ciele. Nie była zdolna do opanowania oddechu. Oparła się panicznie plecami o drzewo usiłując jakkolwiek dojść do siebie.

– Młoda, nie wygłupiaj się! – krzyknął rozkazująco jej brat chociaż nie miał w zamiarze gniewać się na nią.

– Nie wiem, co się ze mną dzieje, boję się, że coś wam zrobię. – Spojrzała zapłakana na towarzyszy.

Tristan nic sobie z tego nie zrobił i podszedł do niej szybkim, zdecydowanym krokiem. Stanął przed nią i złapał ją za ramiona. Twarz miał ściągniętą kamienną powagą.

Sarze wydawało się, że był zły. Spojrzała na niego z przestrachem.

– Stało się coś? – zapytał retorycznie niesamowicie spokojnym, wręcz miłym głosem mimo całej jego postawy. – Nie. Więc chodź z nami. Musimy cię ukryć.

Coś w sposobie jaki na nią patrzył i dotykał, w tonie jego wypowiedzi, wstrząsnęło nią. Wzięła głęboki wdech i poczuła jak wszystko, co w niej siedziało opada, uspokaja się. Myśli przestały szaleńczo biec, emocje opadły, serce zwolniło.

– Przepraszam – szepnęła na bezdechu.

Tristan parsknął krótkim śmiechem. Nie miała powodu, by przepraszać.

– Wybaczam. – Uśmiechnął się zawadiacko czym nieco rozbawił Sarę. – A teraz naprawdę musimy iść.

– Pytanie, gdzie – wtrącił Maks. – Do domu nie wrócimy... Do Zakonu, Sara nie ma wstępu chuj wie, czemu... – W bezsilności oparł głowę na dłoni i przetarł zmęczone oczy.

– Ja mam pomysł – powiedział Tristan po chwili. – Moi dziadkowie mają domek na działce. O tej porze roku nikogo tam nie ma. Co ty na to?

– Na tę chwilę to chyba najrozsądniejsze wyjście – odparł bez namysłu. – Dzięki, stary.

– Żaden problem.

Ruszyli w dalsza drogę. Sara postanowiła trzymać się między bratem i Tristanem, jak małe dziecko rodziców. Przez cały czas rozmyślała nad tym, co się wydarzyło, ale nie mogła stwierdzić, czym to dokładnie było. Nie była w stanie do końca opisać tego, co czuła, kiedy jej myśli i cała jaźń skumulowały się wewnątrz, a coś; jakiś instynkt przejął kontrolę nad ciałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz