21 października 2023

Rozdział 1

Serce a rozsądek

Piotr usłyszał wykrzykiwane raz za razem „za tobą”, ale w całym tym gwarze walki i unoszącym się kurzu, nie wiedział, kto go ostrzegł.

Odwrócił się momentalnie, robiąc kontrę mieczem. Gdyby nie to ostrzeżenie widok znikającej w szarym dymie Ambry, humanoidalnej istoty o pustych oczodołach i grafitowej, chropowatej skórze, byłby ostatnim, co zobaczył.

Dwa wrogie ostrza napierały na siebie. Piotr zaciskał zęby, zaparł się stopami w mokrej ziemi, usiłując nie stracić równowagi. Blond włosy lepiły mu się do czoła i karku. Zaciskał dłonie na rękojeści tak mocno, że czuł jak jej żłobienia wbijały się w skórę. Wkładał w to całą swoją siłę, aż w końcu pchnął klingę z bojowym okrzykiem, słychać było zgrzyt metalu.

Potępiony czy też Damnat jak ich zwano, zatoczył się do tyłu, kiedy Piotr natarł na niego ciałem i ledwie uchylił się przed mieczem, którym tamten się zamachnął. Z grymasem wściekłości uderzył Piotra pięścią w twarz.

Blondyn zachwiał się i upadł na kolano. Na kilka sekund zaszumiało mu w głowie. Górujący nam nim Damnat uniósł antracytowy miecz. Piotr wykorzystał moment i wyjął z pochwy na łydce sztylet, z którym natarł na niego od dołu. Wbił ostrze w serce po samą rękojeść i przekręcił, zadając Potępionemu dodatkowy ból po czym bez skrupułów wyszarpał klingę. Szatyn uderzył o ziemię. Wił się w konwulsjach na pokrytej krwią trawie, dusząc się własną posoką.

– Refaim… – szepnął – wstyd mi za wspólną krew. – Splunął krwią nim z zadanych ran zaczęła wydobywać się szara mgła.

Ciało Damnata zapadało się w sobie, kawałek po kawałku. I rozsypało się na miliony kawałeczków niczym rozbite w drobny mak szkło, spowite coraz bardziej rzednącą ołowianą mgłą.

Piotr stał jeszcze chwilę w miejscu, gdzie odesłał Potępionego do Królestwa Cynober, skąd pochodził Damnat. Obserwując jak resztki mgły znikają, odetchnął. Strącił z oczu polepione krwią i błotem włosy i zaczesał je do tyłu. Czuł potworne zmęczenie, ból każdego mięśnia, ale musiał walczyć dalej. Misja jeszcze nie dobiegła końca. Spojrzał w lewo na brata, Daniela, który biegł w jego stronę, zostawiając za sobą hordy walczących pobratymców z Potępionymi. Krzyczał coś i wymachiwał rękoma. Refaim podążył za ruchem jego rąk i spojrzał w górę. Skrzydlaty demon skrzeczał w przestworzach pikując wprost na niego. Nie pozwolił się jednak sparaliżować strachowi. Stał w miejscu dłuższą chwilę, wpatrując się w nadlatującego potwora, a kiedy demoniczne ptaszysko było już centymetry od niego pobiegł w stronę starszego brata. Stwór w ostatniej chwili rozłożył miedziane, błoniaste skrzydła, chroniąc się przed zderzeniem z ziemią. Z jego łuskowatego grzbietu zeskoczyło dwóch Damnatów, a kolejna para przeciwników zaszła mu drogę, odcinając go od Daniela. Został otoczony. Obejrzał się na wszystkie strony, usiłując zachować zimną krew i znaleźć rozwiązanie na ujście z życiem. Oddychał ciężko, obserwując dokładnie wszystko dookoła.

Wrogowie coraz bardziej zacieśniali krąg jakim otoczyli Piotra, niebezpiecznie się do niego zbliżając.

Ponad ramionami Potępionych, blondyn dostrzegł pozbawione właścicieli miecze. To była jego szansa. Skupił się na nich, wskazując swojej energii duchowej, gdzie ma się kierować, wyciągnął dłonie, jakby chciał ich dosięgnąć i już po chwili dwa ostrza z zawrotną prędkością szybowały w jego stronę.

Dopiero, kiedy jeden z tworzących krąg Damnatów padł otoczony mgłą, Potępieni zrozumieli, co się stało. Stanęli ciaśniej wokół Piotra, wystawiając przed siebie miecze w niemej groźbie. Refaim zacisnął palce na jelcach mieczy, którymi wyeliminował jednego z przeciwników, przygotowując się na nierówną walkę. Wziął powolny, głęboki oddech. Starał się oczyścić umysł, skupiając całą uwagę na obecnej chwili.

Nie zdążył jednak wykonać żadnego ruchu, bo dostrzegł, jak Daniel przepycha się pomiędzy Damnatami. Niespodziewanie pięść ozdobiona srebrnym kastetem, wystrzeliła prosto w skroń jego brata. Mężczyzna stracił przytomność i upadł na podmokłą ziemię, rozchlapując wokół błoto. Jeden z Damnatów strzepał ostentacyjnie jego resztki ze swojego buta.

To chwilowe rozproszenie wystarczyło, by dać przewagę Potępionym. Refaim nawet nie zorientował się, kiedy jeden z Damnatów chwycił jego ręce i wykręcił do tyłu, zmuszając go do klęknięcia. Piotr usiłował się wyszarpać, krzyczał wściekle. W głowie miał obraz żony, która stoi w drzwiach i czeka na jego powrót, jak zawsze, co sprawiało mu dodatkowy ból.

Po chwili kolejny Potępiony podszedł do kompana, aby pomóc w utrzymaniu Piotra w ryzach.

– A teraz zrobimy nową marionetkę – zabrzmiał sadystycznie stojący przed nim Damnat i wyciągnął sztylet z szerokiej, skórzanej bransolety na przedramieniu.

Rozciął grube pasy utrzymujące kamizelkę ochronną Piotra, a zaraz po niej czarny kombinezon pod spodem. Na nagiej piersi wyciął znak, przypominający wchodzące w siebie symbole większości i mniejszości, trzymające pomiędzy sobą okrąg. Przeraźliwy krzyk torturowanego zagłuszał odgłosy bitwy. Damnat strącił z bransolety jedną z kilku małych kuleczek, w której mieszały się barwy szara z czernią, wprost na dłoń i zgniótł ją. Wystrzeliła z niej stróżka dymu, który uformował się w humanoidalny, półprzezroczysty kształt. Mężczyzna wypowiedział trzy słowa w starożytnym języku, jakiego Piotr nie rozumiał i symbol na jego ciele zaczął wchłaniać duszę. Pojaśniał lekko, a białe światło zmieszało się z czerwoną krwią.

Chwilę później Refaim upadł na ziemię. Obraz zaczął mu się zamazywać. Ostatnim, co zobaczył była twarz brata, leżącego obok, jakby pozbawionego życia i mnóstwo szarej mgły wokół. Słyszał też kilka głosów, nawoływań, ale oddalały się coraz bardziej i zniekształcały, a on sam powoli zamykał oczy.

Zewsząd ogarnęła go błoga ciemność. Nie czuł i nie słyszał już nic.

***

– Ale tłumy, jest w ogóle wolny stolik? Gdziekolwiek?

Jagoda weszła w głąb pubu, rozglądając się dookoła. Niechcący trąciła kelnerkę, kiedy poprawiała jasne włosy. Na całe szczęście kobieta niosła pustą tacę. Dziewczyna przeprosiła ją półszeptem.

– Jest! – krzyknęła entuzjastycznie Sara.

Wyrwała się do przodu, obierając rolę przewodnika, a grupka przyjaciół ruszyła za nią.

Usiedli na skórzanej sofie w rogu sali, przy wysokim oknie. Stolik był jeszcze zapełniony pustymi szklankami po drinkach i butelkami. Nie przejmując się tym jednak, zajęli chyba jedyne wolne miejsce w lokalu. Większości towarzystwa nie przeszkadzał utytłany stolik, jedynie Łukasz mruknął coś o trzymaniu poziomu.

– Szaza, pójdziesz po jakąś kelnerkę? – zapytała Sara, zdejmując szalik i czapkę. Kasztanowo czarne fale rozlały się na jej ramionach.

Dziewczyna poodsuwała na bok pozostałości po poprzednich klientach.

– Jak najbardziej. – Anastazja wstała, kładąc na swoim miejscu kurtkę i podeszła do baru.

Łukasz spojrzał na nią, jej krągłe biodra, długie, lśniące czernią włosy, wcięcie w talii, które podkreślała bluzka w stalowym kolorze z siateczką poniżej piersi i na rękawach. Za każdym razem, gdy na nią patrzył, czuł ogień jaki w nim rozpalała i niewyobrażalny ból. Odrzucała go tyle razy, że już dawno stracił nadzieję, że kiedyś się zejdą. Zawsze była przy tym delikatna, starała się jak najmniej go zranić, co jeszcze bardziej go pociągało. Walczył ze swoim uczuciem, nie chcąc stracić jej przyjaźni. Tylko to mu pozostało.

Anastazja dostrzegła spojrzenie jakim obrzucił ją szatyn. Powstrzymała się przed westchnięciem. Wiedziała, że starał się jak mógł, by była mu obojętna, ale jego wzrok sprawiał, że czuła się niekomfortowo. Wielokrotnie mu tłumaczyła, że to uczucie jest jednostronne i najzwyczajniej w świecie po prostu go nie kocha, nie mogłaby pokochać. Skutek tych rozmów dał średni efekt, więc jedyne, co mogła robić to udawać, że niczego nie widzi.

Anastazja stanęła przy barze i wychyliła się przez kontuar do jednego z dwóch barmanów.

– Hej, jest szansa, że jakaś kelnerka miałaby wolną sekundę? Nasz stolik trochę straszy – powiedziała żartobliwie.

– Przepraszam, zaraz wygonię, którąś z koleżanek, żeby posprzątała – obiecał w pośpiechu.

– Dzięki.

Dziewczyna wróciła do przyjaciół, a w ślad za nią kelnerka, którą wcześniej Jagoda trąciła. Pracownica podchodziła akurat po kolejne zamówienie, więc barman od razu wygnał ją ze szmatką. Rudowłosa szybko przetarła stolik.

– Coś podać? – zapytała od razu. Była już wyraźnie zmęczona.

– Jeszcze przejrzymy kartę – odparła Jagoda.

– Jeśli coś wybierzecie zanim zdążę podejść, można śmiało zamówić przy barze. Dużo się dzieje i trochę się nie wyrabiamy – westchnęła.

– Jasne, w porządku.

Kelnerka wsadziła notesik do kieszonki zapaski i przedarła się przez roztańczony tłum, znikając w jego gąszczu.

Grupka nastolatków nachyliła się nad dwustronnym menu, pobieżnie czytając listę drinków. Sara oczywiście szukała jednego konkretnego – mojito. Tak podstawowego drinka nie mogło zabraknąć. Wyjęła ze swojej torby notes, z którego wyrwała kartkę. Napisała na niej nazwę wybranego drinka z dopiskiem podwójne i rozdała ją dalej prosząc, żeby każdy wpisał swoje. Było to zdecydowanie łatwiejsze niż próba zapamiętania drinków dla siedmiu osób.

– Skarbie! – Zszokowana Klaudia spojrzała na swoją nieśmiałą, drobną dziewczynę, widząc, co ta napisała. – Tak od razu kamikaze?

Dominika spojrzała na nią niewinnie.

Sara zaśmiała się i ze skończoną już listą podeszła do lady. Barman niepewnie wziął od niej złożoną w pół karteczkę. Rumieniec pokrył jego twarz, kiedy rzucił dziewczynie szybkie spojrzenie. Brunetka ledwie powstrzymała śmiech, domyślając się, co sobie pomyślał. Widząc jego minę, kiedy już przeczytał, co faktycznie było tam napisane, musiała odwrócić głowę, żeby nie zobaczył śmiechu.

– A, czy jest osiemnaście lat? – zapytał, będąc pewny, że kolejna grupa dzieciaków chciała skorzystać z piątkowego zamieszania w pubie.

Sara poprosiła, by zaczekał sekundę i pognała po swój dowód osobisty. Barman wziął dokument, kiedy ta wróciła i uważnie przeczytał datę urodzenia klientki. Z lekkim zdziwieniem oddał plastik wyglądającej na szesnaście lat, dziewiętnastolatce.

– Zaczekam, jeśli mogę.

Barman skinął jej głową i wrócił do polewania szotów.

Dziewczyna oparła się o ladę i rozglądała po podświetlanych półkach z alkoholem i wystroju utrzymanym na pozory elegancko-ekstrawaganckiego lokalu. Głównie w kolorystyce czerni i bieli ze złotymi wstawkami. W rzeczywistości jednak to klienci określali poziom danego miejsca, a ci tutaj zdecydowanie do niego nie pasowali.

Kiedy badała wzrokiem pub, jej uwagę przykuł pewien brunet. Wychyliła głowę, by przyjrzeć się, czy to na pewno jest chłopak, o którym pomyślała. Szczupła, niepozorna sylwetka, ciemne jeansy, glany, szara koszulka z komiksowym motywem Jokera i przydługie włosy barwy gorzkiej czekolady zaczesane w mały kok na karku. To zdecydowanie był on.

– Tristan – wymsknęło jej się, a serce zabiło szybciej.

Siedział w towarzystwie barczystego szatyna, który okazał się być jej starszym bratem, Maksem. Przy ich stoliku rozpoznała jeszcze Tomka z ich klasy, który czasami gościł u Maksa. Refaim, pomyślała smutno. Domyśliła się, że imprezują przed końcowym, poniedziałkowym egzaminem, którym Maks się chwalił, chociaż w jej ocenie bardziej wylewał żale.

Oni, anielscy żołnierze, którzy żyją by chronić wszystko, co istnieje i ona, niemogąca być częścią świata, w którym się urodziła. Odwróciła wzrok w stronę swoich, niczego nieświadomych przyjaciół. Dominika próbowała ułożyć niesforne, tęczowe włosy Klaudii, a Łukasz z Kamilem, chłopakiem Jagody, oglądali jakieś śmieszne, głupkowate filmiki. I nie musiała widzieć ich komórki, by to wiedzieć. Jagoda, gdzieś zniknęła, a Anastazja oparta o rękę ze śmiechem patrzyła na to, co wyczyniała Dominika. Sara uśmiechnęła się. Mimowolnie znów spojrzała na Refaim, a konkretnie na Tristana, swoją niespełnioną miłość. Stojąc, gdzieś pomiędzy nimi, a swoimi przyjaciółmi, czuła się rozdarta między oboma światami bardziej niż na co dzień. A widząc bawiących się w najlepsze ludzi, z którymi mogłaby teraz spędzać czas, gdyby los potoczył się nieco inaczej, poczuła ukłucie zazdrości.

– I gotowe.

Barman wyrwał ją z zamyślenia, kładąc ostatniego drinka na tacy.

– Dziękuję – odparła sztywno i odeszła w stronę przyjaciół, uważnie trzymając ciężką tacę.

Postawiła sobie mojito, chłopakom piwa, trzykolorowe drinki dla Jagody i Anastazji, a dla Klaudii i Dominiki osiem literatek niebieskiego kamikaze.

– Mam nadzieję, że wyjdę z tego żywa… – Jagoda ciężko odetchnęła.

– Oj, nic się nie bój, najwyżej się dobrze zabawisz. – Klaudia posłała solenizantce ironicznego całuska. – Aż tyle nie wypiłaś, żeby zaliczyć zgon. Jeszcze pół nocy przed nami! – oznajmiła rozemocjonowana.

– Boże, z kim ja się zadaję? – Wzniosła oczy do nieba.

– Też cię kocham. – Puściła jej oczko. – Poza tym przyda ci się coś takiego. Trzeba w końcu rozhulać tę grzeczniutką dziewczynkę. – Wychyliła się przez stolik i poczochrała Jagodę po włosach, tworząc tym samym ptasie gniazdo na jej głowie.

Dziewczyny roześmiały się.

– Jestem grzeczniutka i dobrze mi z tym – odparowała, usiłując doprowadzić fryzurę do ładu.

– Bo nie zaznałaś nigdy smaku dobrej zabawy – stwierdziła współczująco – nie skosztowałaś tego pysznego… słodkiego… soczystego owocu grzechu… – Klaudia lubieżnie oblizała swoje czerwone usta.

– Ha, ha, ha – sarknęła – wystarczy, że ty je zajadasz za nas wszystkie. Smacznego – zaakcentowała gniewnie.

Przez jej niski wzrost i lekko pucołowate poliki, wyglądała jak naburmuszony krasnal.

– A mogę mieć coś do powiedzenia w temacie tego słodkiego, soczystego owocu? – Wtrącił rozbawiony Kamil.

Jagoda spiorunowała go wzrokiem.

Anastazja w ciszy przysłuchiwała się im, popijając swojego, zbyt żurawinowego drinka. Miała niezły ubaw, kiedy słuchała, jak przyjaciółki się drażniły. Pamiętała dokładnie, kiedy się poznały, gdy wraz z Sarą poszła do gimnazjum i trafiły się im takie dwie odmienne duszyczki w klasie. Była pewna, że normalnie nie polubiłyby się, ale Sara zakolegowała się z obiema i jakimś cudem całą czwórkę połączyła przyjaźń.

Impreza urodzinowa trwała jeszcze dwie godziny dobrej zabawy. Sara starała się nie spoglądać na grupkę Refaim, a w szczególności Tristana, który przyciągał jej wzrok jak magnes, chcąc w pełni uczestniczyć w urodzinach przyjaciółki. Po kilku kolejnych drinkach stwierdziła, że nawet ma w poważaniu, gdzie i jak żyje, póki jest szczęśliwa i starała się stłumić ten wewnętrzny głosik, chcący ją zapytać, czy aby na pewno jest szczęśliwa. Miała swoich przyjaciół, rodzina była bezpieczna, także powinna być. Dlaczego, więc odczuwała pustkę w środku?

– Ty, Sara, patrz! To nie twój Romeo? – Klaudia omal nie poprzewracała drinków na stole, kiedy wychyliła się, żeby wskazać kogoś palcem. Sara z westchnieniem spojrzała na wiadomego chłopaka. Nie mówiła, że zauważyła go już wcześniej. – Czy on tuli jakąś laskę? – zapytała już trochę niewyraźnie mówiąc.

Brunetka odwróciła się i wyjrzała przez oparcie kanapy, mrużąc oczy. Alkohol dawał się jej we znaki. Klaudia miała rację. Tristan, roześmiany przyciągnął do siebie nieznaną jej dziewczynę o popielatych włosach. Sekundę później dołączył do nich Maks i jakiś blondyn, który objął ową dziewczynę w pasie, od tyłu. Brat Sary zrobił zdjęcie ich czteroosobowej grupce. Chwilę później dziewczyna z chłopakiem zebrali swoje rzeczy i uścisnęli wszystkich na pożegnanie po czym wyszli, trzymając się za ręce. W tym samym momencie Sara poczuła jak napięcie ją opuszcza. Nawet nie zorientowała się, kiedy to małe ukłucie zazdrości się pojawiło. Zanim wróciła do rozmowy z przyjaciółmi, zobaczyła jeszcze jak Maks i Tristan wychodzą, zapewne na papierosa, domyśliła się.

– Czyli nadal masz szansę – orzekła Klaudia.

Sara ostatkiem sił powstrzymała się przed westchnięciem, jednak mimowolnie przewróciła oczami.

– No, co? – zapytała Klaudia – wzdychasz do niego jak nie wiem sama, co do czego. Tak trudno iść i pogadać?

– Nie – odparła Sara dopiero po dłuższej chwili namysłu. Spojrzała na przyjaciółkę. – Ale dałam sobie spokój z tym bezsensowym uczuciem. – Przyznanie tego na głos przyszło jej z trudem. – Zakochałam się w nim, bo był blisko i opiekował się mną, kiedy Dominik mnie zostawił. Wcześniej nie za bardzo myślałam o Tristanie w kategoriach związku… dopiero po Dominiku – westchnęła ciężko – także jestem pewna, że po prostu zauroczyłam się w kimś, kto zaopiekował się biedną, zranioną mną…

– Zauroczyłaś? – Przerwała jej Klaudia. – Czy zakochałaś? Bo to dwie różne rzeczy. – Puściła jej znacząco oczko i pociągnęła drinka przez słomkę.

Sara otworzyła usta, ale zamknęła je z powrotem. Klaudia zadała bardzo dobre pytanie, nad którym nie chciała się teraz zastanawiać ani na nie odpowiadać.

– Po prostu wiem, że to jest jednostronne uczucie, bo przywiązałam się do kogoś, kto się mną opiekował. – Uparcie stawiała na swoim. – Byłam jestem i będę dla niego siostrą jego przyjaciela. I tyle w temacie! – ucięła. Nie ukrywała, że była zła z powodu tej całej rozmowy. – I, jeśli postrzegałby mnie w innych ramach to jestem pewna, że sam wykonałby krok w moją stronę. – Wstała i skierowała się do wyjścia. Musiała się przewietrzyć.

– A co, jeśli chłopak myśli podobnie? – Usłyszała za plecami, ale najprawdopodobniej to pytanie nie było już skierowane do niej, tylko do reszty przyjaciół.

Wyszła, rzucając na odchodne, że zaraz wróci. Stając na progu lokalu, zauważyła palącego nieopodal brata i Tristana. Nim jednak zdążyła podejść do chłopaków, zaczepił ją jakiś pijany mężczyzna.

– Spieprzaj – odburknęła nie zaszczycając go spojrzeniem.

– Lubisz na ostro, w porządku – zaśmiał się wyniośle, zacierając ręce. Był tak pijany, że ledwie trzymał się na nogach. Wyciągnął rękę i złapał dziewczynę za talię, bełkocząc coś o tańcach.

– Czy ty chcesz, kurwa zęby zgubić?

Sara usłyszała głos Tristana nim zdążyła zareagować na umizgi pijaka. Oboje z Maksem podeszli do niej.

– O, panna z ochroniarzami. – Wystawił ręce w poddańczym geście.

– Jak widać – odezwał się brat Sary. Był nad wyraz wściekły. – Więc radzę zrobić tył zwrot i zabrać łapy od mojej siostry zanim ci je połamię.

Mężczyzna wycofał się chwiejnym krokiem i poszedł przed siebie w głąb Deptaku, słusznie określanym Doliną Nietrzeźwości, mrucząc coś pod nosem.

– Tak, wiem, która jest godzina, tak trochę wypiłam, tak mama wie, że jestem na urodzinach Jagody – wytłumaczyła się Sara nim Maks zdążył o cokolwiek zapytać.

– A wie, do której masz zamiar balować? – Zrzucił niedopałek na ziemię i zdeptał.

– Nie mam pojęcia, bo… – mówiąc, przeciągnęła samogłoskę – ja sama nie mam pojęcia. – Zmarszczyła czoło, rozkładając ręce, tłumacząc tym samym, że na tok imprezy nie ma wpływu.

Tristan parsknął śmiechem. Rzadko widywał Sarę upitą, ale zawsze miał z tego ubaw. Za każdym razem przypominała mu Sparrow’a z Piratów z Karaibów.

– Ty tą naszą biedną mamę do zawału, kiedyś doprowadzisz – westchnął Maks. Nie był na nią zły, bardziej zatroskany. – Wracasz ze mną do domu, czy idziesz dalej w tango?

Niby zapytał, ale Sara doskonale wiedziała, że istniała tylko jedna poprawna odpowiedź.

– Podejmując z własnej, nieprzymuszonej woli, jedyną słuszną i odpowiedzialną decyzję, stwierdzam, że czas pójść do domu, by się ogarnąć i nie rozzłościć mamy. – Usiłowała przybrać poważną minę osoby trzeźwiej, ale efekt był zgoła inny.

Tristan rozbawiony patrzył na rodzeństwo, żałując, że sam nie ma brata ani siostry.

Maks pokręcił głową. Czasami naprawdę nie miał cierpliwości do siostry.

– Pójdę do toalety, zabiorę rzeczy i was odwiozę. – zaoferował się Tristan. – I tak też chcę już wracać, bo muszę pogadać z Darią – powiedział i wszedł do pubu.

– Nieprzypadkowo opijacie egzamin w tym samym lokalu, co? – zapytała Sara, kiedy chłopak się oddalił.

– Oczywiście, że nie. – Szatyn założył ręce na piersi. – Czasami zachowujesz się naprawdę rozsądnie, a czasami jak głupia małolata, która ma wszystko głęboko, gdzieś, wiesz o tym? – zapytał z wyrzutem.

– Może ci się tak wydawać, braciszku, ale naprawdę staram się uważać, ale też nie chcę żyć wiecznie pod kloszem… – Zrobiła naburmuszoną minę. – Pogodziłam się w większym stopniu z tym, że raczej nigdy nie będę żyć swoim prawdziwym życiem, bo szczerze wątpię, że kiedykolwiek uda się odkryć, dlaczego Szkarłat chciał mnie uprowadzić. – Pierwszy raz wyznała to komukolwiek i poczuła się naprawdę lżej, więc kontynuowała. – Ale chcę korzystać z życia Nieświatłej, zdobywać wyróżnienia w szkole, mieć bliskich przyjaciół, bawić się i szaleć czasami, tak jak dziś. Nawet nie wiesz, ile śmiechu mieliśmy z powodu, może i głupiego powodu, upicia Jagody – zaśmiała się sama. – Chcę cieszyć się życiem, a chować się przed nim…

– Młoda. – Głos Maksa zmiękł. – Wiem, doskonale wiem o czym mówisz. My też lubimy się wyszaleć, to cecha każdego człowieka, każdego małolata, ale ty nie jesteś zwyczajną małolatą, pamiętaj o tym. Co, gdyby ten typ, który cię zaczepił, był Potępionym? A wyłapałem co najmniej czterech w tym lokalu. – Sarę kusiło zapytać, jakim cudem, ale powstrzymała się, by nie wyjść na kompletnie nieodpowiedzialną. – Co, gdyby mnie tu nie było? Umiałabyś w pojedynkę sobie poradzić? Potrafiłabyś chociaż skutecznie uciec i się ukryć? – Z każdą sekundą coraz bardziej odczuwała ciężar wzroku starszego brata na sobie. – Wiem, że wszechobecny tłum jest sposobem na zamaskowanie się i poczucie bezpieczną, ale pamiętaj, że ci wokół to są ludzie, a wystarczy jeden Potępiony, by doszło do tragedii.

– Co mam teraz powiedzieć? – zapytała Sara, kiedy brat skończył ją rugać. – Przeprosić i powiedzieć, że więcej nie będę? Siedzieć w domu pod kluczem i wychodzić do szkoły i z powrotem? Mama zadbała, aby wszystko mogło być jak najnormalniej, żeby wmieszać się w tłum i się nie wychylać, a uwierz mi, sądzę, że robię to bardzo dobrze. Skończyłam z uporczywym proszeniem o naukę w Katedrze. Sama postanowiłam, że będę ograniczać się jedynie do nieświatłej szkoły i treningów poza Zakonem, tylko z tobą czy Tristanem. Bo akurat odnośnie samoobrony na wypadek Potępionego to mi się przyda. – Maks słusznie przyznał jej rację skinięciem głowy. – Także może ci się wydawać, że robię coś źle, ale w mojej ocenie robię coś naturalnie, tak aby nikt nie zastanawiał się nad moją osobą. Na przykład Damnat podszywający się pod ucznia z mojej klasy czy szkoły i zastanawiający się, dlaczego nigdy mnie nie ma na wycieczkach czy imprezach szkolnych.

– Jest ktoś taki? – zaniepokoił się.

– Podałam przykład, głupku. – Pokręciła głową.

– W pewnych kwestiach przyznam ci rację, ale martwię się po prostu o ciebie, głupku. – Specjalnie poczochrał siostrę po włosach, wiedząc, że ją to zirytuje.

Sara spojrzała na niego z marsową miną, nawet nie próbując poprawić włosów, bo za chwilę Maks znów by je poplątał.

– Też się o ciebie martwię, na przykład jak palisz to świństwo. Zagraża twojemu życiu i zdrowiu. – Uśmiechnęła się z przekąsem. – I nie rezygnujesz z tego.

Maks doskonale wiedział, że Sara dąży do śmiesznej analogii pomiędzy jej życiem a papierosami, ale mimo że bardzo chciał nie mógł się z nią nie zgodzić. Przynajmniej w większości.

– Wracaj chociaż o normalnej godzinie do domu, dobrze? – poprosił jedynie. – Leć po rzeczy.

– To mogę obiecać – zgodziła się grzecznie.

Dziewczyna weszła do środka, przedzierając się przez tłum i podeszła do przyjaciół. Zamieniła z nimi jeszcze kilka słów i uścisnęła ich na pożegnanie.

***

Dojazd do domu zajął im mniej więcej kwadrans. Maks rozmawiał o czymś z przyjacielem, zapewne o życiu, którym Sara żyć nie mogła, ale zamglony alkoholem umysł dziewczyny nie pozwalał skupić się jej na ich dialogu. Siedziała cicho z tyłu, gapiąc się w mroczny las, który mijali.

– Dorzucę ci za paliwo, co? – zagaił Maks, wysiadając.

– Zwariowałeś – prychnął Tristan. – Zamiast tego, odkładaj na swoje prawko – zaśmiał się. – Tyle, że będziesz musiał zaprzyjaźnić się z zerówkami – zażartował.

– I tak zalewałby swój bak a nie auto – wtrąciła kąśliwie Sara.

Brunet oparł głowę o fotel śmiejąc się w najlepsze.

– Tobie już podziękujemy, mała żmijo. – Maks położył dłonie na ramionach siostry i skierował ją do drzwi wejściowych. – Dzięki jeszcze raz. Dobranoc.

– Nie ma sprawy, dobranoc – odparł Tristan wciąż rozbawiony.

Wrzucił wsteczny bieg i odjechał, znikając po chwili w głębi ciemnej, leśnej drogi, gdzie światło latarni już nie docierało.

Rodzeństwo weszło do domu i ku zdziwieniu Maksa, naprzeciwko korytarza, światło w pokoju ich matki było zgaszone. Zazwyczaj czekała chociażby aż Sara wróci do domu. Zaniepokojony posadził siostrę na podłużnej pufie w korytarzu, a sam czując duszę na ramieniu, wszedł do sypialni matki. Pamiętał jak przez mgłę wydarzenia sprzed dziewiętnastu lat, ale nie był na tyle mały, aby nie pamiętać ich kompletnie. Widok martwego ojca, leżącego na ziemi w kałuży własnej krwi wdarł się w jego myśli, kiedy przeszedł przez próg i zapalił światło.

Pomieszczenie było puste, łóżko zaścielone, jakby matka w ogóle w nim nie leżała, a na biurku znajdowała się sterta jej papierów z pracy. Widać było, że nagle przerwała ich wypełnianie. Były nieposkładane i niezapisane do końca.

Czując jak serce mu przyspiesza, sięgnął po telefon i zadzwonił do starszego brata, nie patrząc na godzinę.

– Tak? – usłyszał zaspany głos Ksawerego.

– Hej, wiesz może, co z mamą? Nie ma jej w domu i…

– Tak – przerwał mu – pojechała z ciotką do Sanktuarium, bo wujek został mocno ranny na misji. Z pośpiechu pewnie nie napisała wam nic. Ale podwoziłem ją, więc spokojnie. Pewnie jeszcze tam siedzą.

Maks poczuł niewysławioną ulgę.

– Pewnie tak. Dzięki, leć dalej spać.

– Dobranoc. – Rozłączył się.

Szatyn odetchnął i wyszedł z sypialni, gasząc światło. Odprowadził Sarę do jej pokoju i wszedł do swojego, sąsiadującego z sypialnią siostry. Ten cały niepokój jaki poczuł, wydał mu się teraz niesamowicie irracjonalny. Fakt, że mogliby odnaleźć Sarę był irracjonalny, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz